Żeby Polska się nie turlała

Jeśli ktoś na podstawie rosnącej liczby biegów ulicznych wysnuje wniosek, że powszechny sport ma się w Polsce dobrze, jest w grubym błędzie.

Moda na aktywny wypoczynek eksplodowała, to prawda. Widok biegacza i kolarza nikogo już nie dziwi. Przybywa szkolnych i gminnych boisk, basenów. Miasta chwalą się stadionami. Infrastruktura sportowa rośnie równie szybko jak liczba biegów masowych. W czym więc problem?

W sporcie, tak jak w innych dziedzinach naszego życia, postępuje rozwarstwienie. Wieloletnia praca popularyzatorów sportu - od Tomasz Hopfera czy Henryka Sytnera, po współtwórcę akcji "Gazety Wyborczej" Polska Biega Piotra Pacewicza - przyniosła efekty w największych miastach, obudziła ludzi obdarzonych sportowym genem. Dbający o kariery młodzi i starsi zrozumieli, że sportowa pasja może być elementem przewagi na rynku pracy. Wśród lepiej wykształconych wzrosła świadomość zdrowotna i znaczenie ruchu. Imprezy masowe - jak Euro 2012 - pokazały dominującą pozycję sportu w kulturze masowej. Wszystko to razem zrodziło modę na jego uprawianie i na sportowy "lans".

Znani aktorzy, prezenterzy TV czy politycy startują w maratonach, wyścigach rowerowych czy najmodniejszych obecnie triatlonach. Dla niektórych z nich stało się to autentyczną pasją, inni traktują występ jako element promocji czy dodatkowy zarobek.

Wielokrotnie pisałem, że zmiana świadomości elit to klucz do popularyzacji sportu wśród Polaków. Niestety, przydałem temu zbyt dużą wagę. Naiwnością było sądzenie, że przykład celebrytów zmieni przyzwyczajenia rodaków, wymusi zmianę modelu żywienia, organizacji dnia. Aby tak się stało, potrzebna jest pomoc specjalistów wspieranych przez państwo lub samorząd.

WF, kula u nogi

W szkołach sytuacja jest zatrważająca. Z raportu NIK na temat wychowania fizycznego w szkołach (jedynego kompleksowego badania, jakie przeprowadzono w ostatnich 20 latach!) wynika, że prawie 18 proc. zwolnień wystawiają lekarze, a 23 proc. rodzice. 40 proc. uczniów w szkołach ponadgimnazjalnych z zasady nie uczestniczy w zajęciach! Czy możemy sobie wyobrazić podobną sytuację na innych lekcjach? Jak podaje raport NIK, trzy czwarte szkół nie stara się w żaden sposób odwrócić tego trendu.

Efekt - w wyniku siedzącego trybu życia liczba polskich nastolatków z nadwagą podwoiła się w ostatniej dekadzie. Ok. 60 proc. dzieci ma wady postawy. W niemal wszystkich badaniach wypadamy gorzej niż reszta Europy. Jasno pokazują one, że dysproporcja między zwiększającym się obciążeniem układu nerwowego a zmniejszającym się obciążeniem układu ruchowego prowadzi do zaburzeń układów sercowo-naczyniowego, trawiennego, autonomicznego, psychonerwowego.

Mimo tak złych wyników i mimo zmian infrastruktury sportowej lekcje wychowania fizycznego generalnie nie zmieniły się od lat.

- Sport w szkołach jest nudny, brzydki, nieatrakcyjny estetycznie, choćby w porównaniu z grami komputerowymi czy światem popkultury - mówi Grzegorz Gądek, pomysłodawca idei Skweru Sportów Miejskich. - Czy układający programy wykonali wysiłek, by przeanalizować listę popularnych dziś dyscyplin, i zastanowili się, jak włączyć do programu choćby ultimate frisbee, grę, której popularność wśród młodych rośnie z roku na rok? Gdzie znaleziono miejsce dla elementów parkour, który mógłby zastąpić oldskulowe ćwiczenia gimnastyczne czy taneczne, który wydaje się najskuteczniejszym sposobem do przywrócenia dziewcząt WF-owi?

A co z zajęciami sportowymi w przedszkolach czy oburzającą decyzją, by w klasach 1-3 lekcje WF-u mogli prowadzić nauczyciele innych przedmiotów, traktujący to jako sposób na ratowanie pensum? Konia z rzędem temu, kto upoluje takiego "wuefistę" w stroju sportowym. A przecież przedszkole i klasy 1-3 to czas, gdy najszybciej i najmocniej kształtują się nawyki ruchowe. Rodzice, czy chcielibyście, by wasze dzieci podstaw angielskiego uczył nauczyciel geografii czy pani bibliotekarka?

Pan z gwizdkiem

Wuefista, od którego w dużym stopniu zależą nawyki motoryczne dziecka, a w konsekwencji jego zdrowie fizyczne, psychiczne i inteligencja, jest nauczycielem trzeciej kategorii. W oczach rodziców i reszty grona pedagogicznego to "pan z gwizdkiem". W mojej podstawówce polonistka z tzw. kieleckim akcentem i geograf myląca nazwy stolic plasowały się w szkolnej hierarchii wyżej niż znający się na swej robocie, wykształcony magister wychowania fizycznego. To było całe dekady temu, ale wiele się nie zmieniło.

Anglicy, Finowie, Czesi, którym tak zazdrościmy sportowych sukcesów, już dawno wkomponowali sport w edukację, kulturę, system opieki zdrowotnej i biznes. W tych krajach sport jest elementem większego społecznego projektu.

Choć obraz szkoły, jaki tu kreślę - w zapewne krzywdzących zaangażowanych dyrektorów uogólnieniach - jest tragiczny, to nie zapominajmy, że winni są nie tylko nauczyciele czy lekarze wypisujący zwolnienia na życzenie. Winnych takiego poziomu zaniedbań jest cała lista.

Reforma oświaty i podział szkoły na gimnazja odbił się na sensowności działania szkolnych klubów sportowych. Trudno zmotywować nauczyciela do systematycznej pracy z uczniami klas 3-4 - wtedy warto zacząć poważny trening np. w grach zespołowych - skoro po dwóch latach oddaje ucznia-zawodnika do innej szkoły.

Ile prywatnych szkół chwali się dopracowanym programem lekcji WF-u? Ja nie znam ani jednej i chętnie o takiej usłyszę i napiszę.

Najczęściej społeczne szkoły mieszczą się w budynkach pozbawionych sportowej infrastruktury, korzystają z wynajętych pomieszczeń, sport jest tam głównie dodatkowym kosztem. Rodzice nie naciskają, bo jeśli mają już zaszczepiony gen sportowy, dawno wysłali dziecko do szkółki tenisowej, narciarskiej czy piłkarskiej.

Nie liczcie jednak, że z tych osób wyrosną gwiazdy sportu. Najczęściej pod koniec gimnazjum młody człowiek otrzyma sygnał: ogranicz sportową aktywność, bo czas powalczyć o dobre liceum, maturę, studia.

Dla tych ludzi sport prawie nigdy nie jest bezpośrednią ścieżką życiowej kariery. To droga dla dzieci z nizin społecznych i rodzin ubogich. Tylko że upadek komuny sprawił, że kluby państwowe sprywatyzowały się lub przeszły w ręce samorządu i ta ścieżka sportowego rozwoju bardzo się zawęziła.

Orlik nie odleciał

W zamian mamy orliki - fantastyczna, niedokończona idea. Prócz infrastruktury potrzeba tam planów pracy i ludzi, którzy z ochroniarzy zmienią się w animatorów aktywności fizycznej. Celem ich pracy nie powinien być wynik sportowców amatorów ani sukces marketingowy mierzony liczbą wpłat startowych. Ich misją ma być kompleksowa promocja idei zdrowego stylu życia, poprawienie kondycji fizycznej i psychicznej, rozwój stosunków społecznych. Tak definiuje to biała księga na temat sportu, stworzona przez Komisję Europejską. Animatorzy sportu powinni prowadzić projekty, które często sami wymyślają.

Niestety, w zaledwie garstce gmin są programy strategicznego myślenia na temat rozwoju sportu.

Jak zbadali naukowcy z Projektu Społecznego 2012, tylko 21 proc. gmin w jakimkolwiek dokumencie zapisało elementy sportowej strategii. 65 proc. zarządzających orlikami nie wie, jaką przyszłość będzie miał ten projekt. Pieniądze na sport, jeśli się już pojawiają, giną w siatkach płac urzędników i działaczy. Na rozgrywki, wolontariat czy promocję już nie wystarcza. Brakuje organizacji samorządowych i trzeciego sektora zaangażowanych w kulturę fizyczną, a tylko tak możemy zmieniać nasze fatalne nawyki.

Wielu ludzi starszych, kobiet, mieszkańców małych miejscowości, młodzieży z mniej zamożnych rodzin nie ma szans trwale wejść w sportowe doświadczenie. Koszt wpisania sportu w życie jest dla nich zbyt duży, a świadomość korzyści - za niska. Postępujący proces komercjalizacji sportu wyklucza coraz więcej grup, spłyca doświadczenie wysiłku fizycznego i sprowadza je do mody.

W Polsce nie odbyła się dyskusja o tym, po co nam sport. A to ma swoje konsekwencje w postaci braku decyzji budżetowych. W USA, gdzie społeczne cele sportu zostały w zrozumiały dla wszystkich sposób zdefiniowane, sport jest priorytetem, także w budżetach szkół, miast i stanów. W Polsce, kiedy dodajemy do planu lekcji dodatkową godzinę zajęć sportowych, nie mówimy po co. Sport nie ma w Polsce nie tylko należnego statusu, ale nie ma też wyznaczonego celu.

Rusza WF z klasą!

"WF z klasą" to ogólnopolska akcja edukacyjna, która ma zmienić myślenie o lekcjach WF-u w polskich szkołach.

Chcemy pokazać, że ze sportu w szkole każdy może czerpać przyjemność. W pierwszej edycji akcji do współpracy zapraszamy 150 szkół z całej Polski - nie tylko nauczycieli WF-u, ale także dyrektorów i wszystkich zainteresowanych pedagogów. Wspólnie pokażemy, że lekcje wychowania fizycznego mogą być ciekawsze, bardziej zróżnicowane, bliższe oczekiwaniom młodych ludzi. Wiemy, że szkoła kształtuje nasze nawyki na całe życie. Zależy nam, żeby regularne uprawianie sportu było jednym z tych dobrych nawyków.

Informacje o programie oraz formularz zgłoszeniowy znajdują się na: www.ceo.org.pl/wf. Decyduje kolejność zgłoszeń, liczba miejsc jest ograniczona. Chętnie odpowiemy na pytania, tel.: 22 825 01 81; e-mail: wf@ceo.org.pl. O problemach z WF-em czytaj na: wfzklasa.sport.pl.

Program prowadzi Centrum Edukacji Obywatelskiej ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki w partnerstwie ze Sport.pl i "Gazetą Wyborczą". Objęty jest honorowym patronatem minister sportu i turystyki oraz minister edukacji narodowej.

4 września rusza program "WF z klasą"!