Zapasy. Damian Janikowski: Zapasy wyrabiają charakter wojownika

Dlaczego rodzice powinni wybrać dla dzieci zapasy? Co daje wrestling, czego nie dają inne dyscypliny? Na te pytania Junior.sport.pl odpowiedział Damian Janikowski, brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Dlaczego zapasy to dobry sport dla dzieci?

Wystarczy wejść w internet i obejrzeć filmy, jak zapaśnicy są dobrze rozwinięci, jak są wszechstronni, sprawni, dobrze rozciągnięci. Zapasy to dobra ogólnorozwojowa dyscyplina. Na treningach uczymy się dużo więcej niż na zajęciach z wychowania fizycznego. Są wyjazdy na zawody i zgrupowania. Ja na przykład w gimnazjum prowadziłem u siebie w szkole lekcje wychowania fizycznego. Uczyłem kolegów samoobrony, ale przede wszystkim stawiałem na ćwiczenia ogólnorozwojowe: przewroty, salta, fiflaki, wychwyty, pady. Nawet jak się potkniemy na ulicy, to zamiast wpaść w kałuże, dzięki takiemu treningowi jesteśmy w stanie przez nią przeskoczyć "tygryskiem".

Zapasy to taka dyscyplina, która przygotowuje do innych form sportu. Można chodzić na zapasy przez dwa, trzy lata wyłącznie dla siebie, dla satysfakcji, a umiejętności zdobyte na macie przydadzą się nam potem w życiu codziennym.

Zapasy to sposób na krnąbrny charakter?

Oczywiście. Zapasy wyrabiają charakter, duszę wojownika. Jeśli ktoś nie ma tej iskry, nigdy w sporcie nie osiągnie sukcesu. Tak samo jest w życiu. Tutaj uczy się wytrwałości, konsekwencji, wytrzymałości, również tej psychicznej.

Jak wygląda trening dla najmłodszych?

Na początek jest dużo gier zespołowych, ćwiczeń. Zazwyczaj zajęcia prowadzi kilku trenerów, żeby zapanować nad gromadą dzieci. Pokazują fajne rzeczy. Przewroty, ćwiczenia rozciągające i ćwiczenia akrobatyczne z partnerem. Podczas tych treningów rozwijają się różne partie mięśni. Powolutku, delikatnie wprowadzane są techniki zapaśnicze.

Pierwszą taką techniką, którą pokazał mi trener był rzut przez biodro, co nie ukrywam potem przydało mi się w szkole, kiedy ktoś mnie zaczepiał. Oczywiście należy pamiętać o tym, aby nie wykorzystywać technik zdobytych na macie przeciwko słabszym i nie prowokować bójek.

Od początku uczy się na treningach dyscypliny, posłuszeństwa i charakteru.

Powiedziałeś kiedyś, że zapasy pozwoliły Ci wyjść na ludzi.

Daleko nie patrząc, moi rówieśnicy skończyli różnie. Stoją po bramach, piją alkohol, nadużywają używek. Niektórzy mają też problemy z prawem. Wiadomo, różnie to bywa. Kiedy człowiek wychowuje się w Śródmieściu Wrocławia czy na Brochowie, gdzie, jak się mówi u nas, mieszka największa patologia, można sobie "zafundować" niezłą przyszłość.

Nie wiem, może gdyby nie zapasy, realizowałbym się w innej dziedzinie, może bym pracował, a może stał w bramie z papierosem i piwem w ręku. Sport naprawdę daje szansę. To może potwierdzić niejeden sportowiec.

Twój pierwszy trener ,Leszek Użałowicz, powiedział, że był taki okres, kiedy nie przychodziłeś na treningi i musiał Cię przyciągnąć za uszy z powrotem.

Trenowałem rok czy dwa lata i przyszedł moment załamania. Miałem problemy w klubie, pokłóciłem się z kolegami, w szkole mi nie szło, w domu problemy. Poza tym bardzo ambicjonalnie podchodziłem do zapasów. To wszystko się nałożyło na siebie i parę dni nie chodziłem.

Kiedyś wracałem do domu i wchodziłem po schodach. Na klatce było ciemno, bo żarówki były powypalane, powykręcane. Czekał na mnie trener. Porozmawiał ze mną poważnie. Przejąłem się tym spotkaniem. Ze złości pociekły mi zły. To jest trener z prawdziwego zdarzenia, mentor, jak ktoś go słucha, to może osiągnąć sukces. Zawsze przed każdym treningiem opowiadał nam historie ze swojego życia, z życia innych zawodników. Mówił nam o talentach, które mogły zrobić karierę zapaśniczą, a przez głupotę są gdzieś poza tą salą. Tak zrobił, że teraz jestem, gdzie jestem. Walczę o najwyższe podia i mam medal olimpijski. Duża w tym jego zasługa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.