WF z klasą. "Jaki WF, taki sport", "Problem jest z uczniami-ciapami", czyli Wasze głosy

Kiepska infrastruktura, przepełniona sala gimnastyczna, za dużo papierkowej roboty i brak rodzicielskiego zaangażowania to tylko niektóre problemy, o których napisaliście do nas podczas trwania pilotażowej edycji programu "WF z klasą". Oto wasze głosy. Jeśli chcesz przedstawić dobre praktyki, złe praktyki na wf-ie, masz pomysł, jak poprawić zajęcia i zachęcić dzieci do ćwiczenia, pisz do nas na wf@agora.pl.

Przebieg akcji "WF z klasą" śledź na stronie sport.pl/WF z klasą

Od początku września do końca grudnia trwała pierwsza, pilotażowa edycja programu WF z klasą, którego głównym zadaniem była poprawa jakości zajęć wychowania fizycznego w polskich szkołach. Akcja zorganizowana przez Centrum Edukacji Obywatelskiej przy współpracy ze Sport.pl, Gazetą Wyborczą, sfinansowana dzięki ministerstwu sportu i turystyki miała na celu uczynienie z lekcji wf jednej z najważniejszej lekcji w szkole. Wyrobienie dobrych nawyków w dzieciństwie, zaszczepienie miłości do sportu jest podstawą prawidłowego rozwoju psychofizycznego.

Edycja pilotażowa spotkała się z ogromnym zainteresowaniem ze strony szkół. Do działań włączyło się ponad tysiąc placówek ze wszystkich poziomów edukacyjnych. Przez trzy miesiące udało nam się wspólnie wiele zrobić, ale żeby zmiany były trwałe, program musi być długofalowy. Dla szkół, które uczestniczyły w pilotażu, przygotowaliśmy więc nowe zadania, natomiast szkoły, które dopiero rozpoczynają "WF z klasą", mogą płynnie włączyć się w program, wykorzystując doświadczenia liderów edycji pilotażowej.

Dowiedz się o szczegółach akcji na stronie CEO/wf

Uczniowie:

1. mrocznyczek.gazeta.pl: O czym wy w ogóle piszecie. Jestem uczniem jednej z bocheńskich szkół. Zajęcia wychowania fizycznego wyglądają tak, że na sali gimnastycznej, która jest wielkości dwóch pokoi, znajdują się uczniowie 5 klas (łącznie to wychodzi około 90 uczniów). Po prostu nie ma gdzie szpilki wbić. I to był właśnie jeden z powodów dlaczego moi koledzy brali seryjnie zwolnienia z WF na cały rok. A zajęcia na orliku tylko w lecie i jak jeszcze nauczycielom chciało się z miejsca ruszyć.

2. Krystian Garland: Witam. Mam 14 lat i chciałbym się odnieść do pytania: Dlaczego dzieci nie chcą ćwiczyć? Moje zdanie jest takie że np. wf w mojej szkole jest źle prowadzony. Podam przykład osób w moim gimnazjum: "O nie, będzie koszykówka. To ja nie ćwiczę". Dlatego nauczyciele powinni zaoferować coś innego niż monotonnie grać w koszykówkę. Np. Piłka nożna, jestem pewien gdyby ona była na WF-ie to od razu wszyscy by zaczęli ćwiczyć i grać, byłoby dużo mniej zwolnień.

Takie jest moje odniesienie w tej sprawie.

3. air max: Staram się ćwiczyć na każdym wf-ie, bo tylko praktycznie tam mam możliwość ruchu. Jestem uczniem Technikum w Warszawie, moim zdaniem jest problem z rodzicami i uczniami-ciapami. W mojej klasie na 19 facetów regularnie ćwiczy 10, ponieważ niektórzy grają w klubach, inni mieli przeszłość związaną z jakimkolwiek zajęciem sportowym. Uczniowie Liceum najchętniej w ogóle by nie widzieli wychowania fizycznego w planie, bo są to uczniowie ciapy i wiecznie uczące się lub palące papierosy. Nie przepadam za nimi, ponieważ palenie papierosów to dla mnie strata pieniędzy i zdrowia.

Na podstawie mojej szkoły mogę powiedzieć, że jest problem z infrastrukturą, mianowicie z salą. Jak jest ciepło, mówię tu też o wypadkach, gdy popadał śnieg lub padał deszcz, to staraliśmy się grać w piłkę. Gdy było -10 stopni już nie wychodziliśmy na dwór, bo było za zimno nie nam, a naszym nauczycielom, którzy woleli zostać w szkole i iść na siłownię, bądź wpuścić nas na małą salę o wymiarach 15x5 metrów, dać nam gumową piłkę, rozstawić stół do tenisa i dziwili się, że nie chcemy grać. Jak w takich warunkach można grać?

Jest jeszcze druga sala rozmiarów boiska do siatkówki, ale sufit ma "strasznie wysoko" i szatnie o bardzo "wysokim standardzie". O toaletach i prysznicach już nie wspomnę. Na sali nie ma bramek i trzeba używać takie do unihokeja. Piłka, którą gramy ma rozmiar o wiele mniejszy niż standardowa 5-tka. Już po lekcji po spocony człowiek nie może się umyć, bo zaraz wchodzą inne klasy

do szatni. Przed grą rozgrzewka jest taka, że jak człowiek sam nie dopilnuje, żeby się dobrze rozciągnąć, to nauczyciel o to nie zadba. Na wsi, gdzie jest lepsza infrastruktura, jest lepiej, ale w dużych miastach jak Warszawa to kompletna porażka.

P.S. Czemu orliki w niedzielę są zamknięte !!!!???

Rodzice:

1. Katarzyna Dorywalska: W szkole podstawowej nienawidziłam wf-u. Uczyłam się świetnie, a traumatyczne przeżycia dotyczyły wyłącznie lekcji gimnastyki. Do dziś pamiętam rudowłosą, wysoką nauczycielkę wf-u w czerwonym dresie z białymi lampasami, która wymagała (bo trudno to było nazwać nauką) od nas stania na rękach. Przy każdej próbie upadałam ciężko na głowę i od pewnego momentu panicznie bałam się nawet podejmować to wyzwanie. Niestety zostałam do tego po raz kolejny zmuszona i skończyło się kolejnym niefortunnym i "o zgrozo" ogromnie zabawnym z punktu widzenia klasowej publiczności i samej nauczycielki upadkiem. Przepłakałam wiele nocy przez te lekcje.

Potem było liceum, w którym spotkałam najcudowniejszego pedagoga, jakiego można sobie wyobrazić. Pani była tuż przed emeryturą, ale zawsze z nami ćwiczyła. Zawsze pomagała, wspierała i dopingowała. Nie zapomnę dumy, którą poczułam gdy po miesiącach prób wreszcie stanęłam na rękach. Pokonałam podstawówkową traumę wyłącznie dzięki determinacji nauczycielki z liceum.

Chcę przy tym zaznaczyć, że nigdy nie byłam sportową kaleką. Uwielbiałam biegać na długie dystanse, pływać i grać w koszykówkę. Sztywna realizacja programu nauczania, który przewidywał między innymi to nieszczęsne stanie na rękach i znienawidzone skoki przez kozła czy skrzynię, sprawiła że wf nie sprawiał mi przyjemności.

Dziś mam prawie 39 lat i wymówkę żeby unikać zajęć sportowych - pracę po 9 godzin dziennie, dom, dwoje małych dzieci, ale od kilku miesięcy systematycznie ćwiczę domowy fitness osiągając spektakularne efekty zarówno wizualne jak i kondycyjne. Zajmuje to co najwyżej godzinę dzienne razem z prysznicem po. Dzieci na to patrzą i już codziennie pytają, czy dzisiaj też ćwiczę.

Ostatnio syn (8 lat) dołączył do mnie pokazując mi jak prawidłowo robić pompki. Córka (6,5 roku) próbuje powtarzać przysiady i wypady nóg. Wierzę, że patrząc na własnych rodziców uprawiających sport wezmą przykład i będą traktowały codzienny wysiłek fizyczny jako coś naturalnego i wówczas żadna niesympatyczna nauczycielka nie zniechęci ich do aktywności sportowej.

2. anetula f: W ubiegłym roku przeprowadziłam się do małego miasta w woj. mazowieckim, do Pilawy. Córka wtedy poszła do II klasy szkoły podstawowej. Przez cały rok miała jedną godzinę wf w tygodniu. Lekcja często była zamieniana na język polski lub matematykę, czyli się nie odbywała lub prowadzona była sporadycznie na korytarzu, bo młodsze dzieci nie mogą korzystać z sali gimnastycznej. W tym roku okazało się, że też będą mieć jedną godzinę w tygodniu, więc będzie to samo.

Bardzo się martwię brakiem wychowania fizycznego. Wcześniej mieszkaliśmy w Warszawie i kładziono tam duży nacisk na rozwój fizyczny dzieci. Tłumaczono rodzicom jakie to ważne, moje dzieci miały po cztery lekcje wf w tygodniu i jeździły obowiązkowo na basen. Próbowałam poruszyć problem na zebraniu, ale bez skutku. Pani nauczycielka się bardzo zdenerwowała, że "tu jest inaczej!" a rodzice nie podjęli tematu.

Według mojej wiedzy w klasach I-III w ciągu trzech lat powinno być 290 godzin wychowania fizycznego, a przy jednej godzinie w tygodniu, tak jak jest w szkole w Pilawie wyjdzie połowa wymaganych lekcji.

Nie mogę osobiście napisać skargi, bo obawiam się reakcji szkoły i nauczycieli, moje dzieci będą się tam uczyły jeszcze przez wiele lat.

3. Małgorzata Domagała: Dużo się mówi o niechęci dzieci do uczestniczenia w zajęciach sportowych i o tym, że rodzice załatwiają dzieciom zwolnienie z wf. Ja miałam odwrotną sytuację.

Zależało mi i mojemu mężowi, żeby nasza córka dobrze się rozwijała, nie tylko umysłowo, ale również fizycznie. W szkole podstawowej klasach 1-3 lekcje wf prowadziła pani od nauczania początkowego - wychowawca. Każdy pretekst był dobry, żeby nie robić lekcji wf.

Apel na pierwszej lekcji, na której miał być j. polski. Nie ma w tym dniu wf, tylko odpracowujemy j. polski. Dzieci rozmawiają, za karę nie będzie wf-u. Jest opóźnienie w realizacji materiału z matematyki, nie ma wf, tylko dodatkowa matematyka. Jak poszłam do pani i grzecznie powiedziałam, że martwi mnie taka sytuacja, to pani się zdenerwowała i powiedziała: "Dobrze, w takim razie nie będę uczyć matematyki, tylko będę robić wf.", a potem i tak postępowała jak wcześniej.

W klasach 4-8 wf prowadziła pani od w-fu, było lepiej, jednak w ciepłych miesiącach często zdarzały się lekcje, gdzie zamiast treningu - ćwiczeń, lub gry w piłkę, dzieci bawiły się na dworze w jakieś gry zespołowe rodem ze zbiórki harcerskiej. Raz do roku był w szkole dzień sportu i to była jedyna okazja, żeby moja córka oddała rzut piłeczką palantową lub skoczyła w dal (bez wcześniejszego treningu nie wyszło najlepiej).

Teraz moja córka poszła do gimnazjum. Na dniach otwartych i na stronie internetowej szkoła chwaliła się, że ma dwie sale gimnastyczne. Teraz okazało się, że to mało. Na jednej sali równocześnie lekcje mają dwie klasy. Najpierw jest rozgrzewka i ćwiczenia w swojej części sali, a potem gra w piłkę na zmianę, raz jedni grają, a reszta siedzi na ławce i zamiana. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, to posłałabym dziecko do innego gimnazjum, ale mądry Polak po szkodzie. Pocieszające jest to, że z relacji córki wynika, że pani się stara prowadzić tą lekcję jak najlepiej, mimo trudnych warunków.

4. Lek. med. Dorota Kuklińska-Janiak: Gratuluję tematu, ale uważam, że wf to ani problem szkoły, ani nie musi wiązać się z klasą szkolną - chyba, że chodzi o klasę (czyli poziom) wyższą od obecnego do tej pory w większości szkół.

Wiele lat pracowałam jako lekarz i wielokrotnie rodzice i uczniowie błagali mnie o zwolnienie z wf-u. Motywacje były przeróżne i nie wszystkie bez sensu, ale nie były to wskazania medyczne. Nie dawałam więc takich zwolnień, ale zdeterminowani rodzice i uczniowie sobie radzili, i ci ostatni nie ćwiczyli na lekcjach wf. Moje dzieci od IV klasy szkoły podstawowej posłałam do szkoły sportowej w Gdyni. Znakomita szkoła, ale na pewno nie dla wszystkich dzieci.

Mój pomysł na poprawę aktywności fizycznej dzieci w Polsce wiąże się z obserwacją systemu preferowanego w Niemczech. Tam lekcji wf w szkołach nie ma, bo to kłopot organizacyjny (szatnie, prysznice, pomieszczenie do ćwiczeń, rozkład planu lekcji itp.). Rodzice z dziećmi ustalają, jaka dyscyplina sportowa im odpowiada i zapisują dziecko do sekcji sportowej poza szkołą - to jest obowiązkowe i dziecko musi czynić postępy w wybranej dyscyplinie, co zaświadcza trener raz na semestr. Nie ma nauczycieli wf w szkołach (mnie wf-u uczyła leciwa nauczycielka historii - tragedia!), są trenerzy w klubach sportowych. Dziecko trenuje dyscyplinę, którą lubi, wie, w czym się sprawdza i ćwiczy systematycznie pod okiem fachowca po lekcjach. Jeżeli uczeń sobie nie radzi w wymarzonym sporcie, trener w porozumieniu z rodzicami i dzieckiem doradza zmianę dyscypliny na bardziej odpowiadającą predyspozycjom fizycznym ucznia. Często na zajęcia sportowe po szkole uczęszczają z dziećmi również rodzice. Dlaczego my nie potrafimy stworzyć podobnego systemu, który zapewniłby rzeczywistą poprawę sprawności fizycznej dzieci (także rodziców?), właściwe wykorzystanie fachowych trenerów wielu dyscyplin sportu, wyłapywanie uzdolnionych dzieci w dyscyplinach sportu, których w szkole nie mają szans poznać, nauczanie dzieci treningu, jako systematycznej pracy, w celu uzyskania wyników sportowych i podejmowania rywalizacji, zamiast obijania się na wf, a także stworzenie bazy dla sportu wyczynowego z szansami na sukcesy międzynarodowe.

Nauczyciele:

1. Tomasz Piorun: Jestem nauczycielem wf z 20 letnim stażem i z zainteresowaniem śledzę nowe doniesienia w sprawie usprawnienia dzieci w naszym kraju. Cudzysłów jest tu jak najbardziej na miejscu z mojego punktu widzenia, ponieważ hasła o tragicznym spadku sprawności dzieci, nudnym wf, zwolnieniach itp. słyszałem już na studiach ponad 20 lat temu. Teraz przyszła kolej na pomysł wf z klasą, patrz, dzisiaj jest bez klasy. Mądrzy ludzie pochylają się i szukają przyczyn z troską i profesjonalizmem. Niestety jak to zwykle u nas bywa wylewają dziecko z kąpielą i wraca pojęcie: wf na "macie", wf - nuda, niekompetentni , zblazowani nauczyciele itd.

Teraz mamy sobie ściągać scenariusze lekcji i je realizować - sorry, ale jeżeli chcę się dzisiaj czegoś nauczyć, to wchodzę na zagraniczne strony i mam filmy z lekcji na każdy temat sportowy. Niemiecki Związek Piłki Nożnej ma cały arsenał filmów metodycznych i jeżdżących po kraju koordynatorów szkolących za darmo nauczycieli! A my? Polikwidowane lub kadłubowe działy metodyków w terenie, płatne kursy instruktorskie (chyba, że z Unii z EFS np. trenerskie) . Nadzór nad lekcją wf prowadzą poloniści, lekcje w klasach I-III mają zerową intensywność, a jak szkoła zdobędzie puchar to nauczyciel jest supeeer! Gros środków na sport idzie w Polsce na piłkę nożną! I co jakie efekty? Jaka kultura fizyczna, i nie tylko, wokół niej? A jak wyglądają byli piłkarze - dbają o siebie? Są zdrowi , szczupli i kulturalni?

Kiedyś wysłałem na konkurs programów na Dolnym Śląsku i uzyskałem wyróżnienie. Dzisiaj trochę bym pozmieniał, ale usłyszałem od jury z AWF Wrocław, że chcę zbawić świat, a nie uczyć wf. Trochę tam było młodzieńczego radykalizmu, ale teraz jestem już starszy.

2. spokowf: Może warto było by się zainteresować wychowaniem fizycznym od podszewki. W naszym systemie wychowania fizycznego zwiększono ilość godzin wychowania fizycznego nie sprawdzając poziomu prowadzenia, nie dbając o wykształcenie nauczycieli. Wprowadzono system szkolenia podyplomowego bez egzaminy wstępnego. Pani czy pan nie interesujący się w ogóle kulturą fizyczna wpłacając 3 500 zł dostaje uprawnienia do nauczania , nie posiadając często własnej sprawności ani zainteresowań sportowych. Kurs trwa 3 semestry przez 9 miesięcy. Podobna sytuacja jest w muzyce (muzyk nie gra na instrumencie i nie śpiewa) w plastyce (nie rysuje nie maluje)

Nie można powiedzieć, że po AWF na pewno jest dobrym nauczycielem, ale posiada dużo większy zasób wiedzy i umiejętności, które są wymagane do zaliczenia poszczególnych przedmiotów w cyklu kształcenia. Często pytam, czemu nauczyciele wybierają podyplomówkę z wf. Odpowiadają, że najłatwiej skończyć i jest dużo godzin, często dyrektorów nie interesuje wychowanie fizyczne i nie ważne kto uczy. "Tylko ten zapali do działania, kto sam płonie", mówią.

3. Lidia Milewska-Moneta: Obserwujemy spadek sprawności nie tylko dzieci i młodzieży, ale generalnie społeczeństwa polskiego. Zastanawiam się tylko, dlaczego rozmawiamy o tym dopiero teraz?

Pierwszą szkoła jaką skończyłam zaraz po opuszczeniu murów liceum (sportowego) było Studium Nauczycielskie Wychowania Fizycznego w Warszawie przy ul. Wawelskiej. Nawiązuję do tego faktu, gdyż już wtedy (jakieś 25 lat temu) słyszałam, że w naszym sporcie i szkolnictwie nie dzieje się najlepiej.

W SN spotkałam fantastycznego wykładowcę Metodyki wf - panią mgr Ewę Chobocką. Treści, wartości, które przekazała nam, studentom SN, śmiało można odnieść do tego co dzieje się dzisiaj. Ta niezwykła kobieta, Mistrz w swoim fachu, zaszczepiła w nas wiarę w to, że wf jest bardzo ważny, najważniejszy dla prawidłowego rozwoju psycho-fizycznego dziecka, podmiotowe traktowanie naszego podopiecznego, dbanie o jego indywidualizację w procesie edukacyjnym na każdym etapie nauczania, mądre pielęgnowanie, zachęcanie (a nie zniechęcanie) do uczestnictwa w kulturze fizycznej przez całe życie.

Zmierzam do tego, iż sedno naszej porażki tkwi w zbyt małej dbałości o najmłodszych. Najbardziej poszkodowane są dzieci. Zwiększenie liczby godzin nie załatwiło sprawy do końca. Nie mówię tu o finansach, bazie szkoleniowej, sprzęcie. Bez tego można sobie poradzić i robić zajęcia, które będą dla dzieci bardzo atrakcyjne. WF w klasach 1-3 w większości przypadków nie jest realizowany w sposób właściwy (jeśli w ogóle jest realizowany).

W Warszawie jest jeden świetny program ("Od zabawy do Sportu"). Właśnie w tym duchu powinniśmy wychowywać młode pokolenie . Nauka przez zabawę.

Niestety na chwilę obecną wiadome jest, że niektóre dzielnice już go nie prowadzą (brak środków finansowych). Prawdopodobnie nie będzie też półfinałów i finałów na skalę Warszawską, a szkoda. Była to jedyna i najlepsza impreza, w której uczestniczyły setki dzieciaków; startujących, kibicujących, robiących oprawę artystyczną

Takich działań jest za mało. Mam prośbę do Pana Ministra Sportu, o wgląd w sytuację najmłodszych. Niech takie akcje nie będą zamykane. Wręcz przeciwnie, takie programy powinny być uruchomione w całej Polsce. Zgodnie z maksymą: "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci"

To mój postulat do programu WF z klasą, bawmy się na sportowo z najmłodszymi w całej Polsce. Wf to: radość ruchu i przygoda życia.

4. mezo: Witam, pracuje jako nauczyciel wf już 22 lata. Jestem po dyplomowaniu. Patrząc obiektywnie, to teraz najważniejsze jest zrealizowanie programu, z tego jestem rozliczany. A to, czy moi wychowankowie osiągają jakieś sukcesy, to nikogo nie obchodzi, bowiem na pierwszym miejscu jest realizowanie podstaw programowych. Wyjazd na zawody sportowe (to jest ukoronowanie mojej pracy z uczniami) jest obarczony ryzykiem z mojej strony, czy aby na pewno zrealizuję wymaganą liczbę godzin. Tutaj dotykam sedna problemu- jak mogę pozwolić rozwijać się utalentowanym ruchowo uczniom, aby nie stracić pracy?

Sięgnęliśmy absurdu w pogoni za "papierem", który jest ważniejszy niż praca. Nikt nie rozliczy mnie z tego, czy włożyłem ogromny wysiłek w pracę z młodzieżą i osiągnąłem wyniki sportowe oraz zaszczepiłem zamiłowanie do sportu jako aktywności ruchowej, tylko będę rozliczony z tego, co jest w dzienniku. Ogarnia mnie coraz większa frustracja, ponieważ muszę wykonywać coraz większą papierkową robotę, zamiast poświęcić 5 minut więcej na aktywność ruchową. Jest to bardzo smutne ale prawdziwe.

5. Jolanta Olobry: Jestem dyrektorem niewielkiej szkoły (szkoła podstawowa i przedszkole) i moi uczniowie w 100% uczestniczą w lekcjach wf. Dlaczego? Dlatego, że lubią i szanują (z wzajemnością) swoją panią, która dostrzega ich zaangażowanie, kibicuje im, cieszy się wraz z nimi z każdego ich sukcesu. Nigdy nie krzyczy. Zawsze pochwali, nawet tego, który w ogóle nie trafił do kosza lub przybiegł jako ostatni. Nasze dzieci nie siedzą na ławeczkach, nie wymyślają chorób, nie zapominają strojów sportowych, bo lubią się ruszać. W naszej szkole nie ma miejsca na wyśmiewanie innych. Jesteśmy jednym zespołem, bo jest nas zbyt mało, by wybierać "wybitnych" sportowców.

Wszyscy muszą brać udział w każdej dyscyplinie. Na lekcjach dzieci poznają wszystkie gry zespołowe, ćwiczą, biegają, a przy tym dobrze się bawią i to jest recepta na sprawność fizyczną młodych ludzi. Pani nauczycielka pokazuje im ćwiczenia, zawsze jest w stroju sportowym, biega wraz z nimi po lesie. A wszystko to dzieje się w małej wiejskiej szkole, w której nie ma sali gimnastycznej, ani orlika.

Uczniowie, o ile pogoda na to pozwala, również na zajęciach świetlicowych biegają z piłką po trawiastym, przyszkolnym boisku albo grają w przystosowanym do zajęć sportowych holu. Często rozkładają stoły tenisowe, bo paniom świetliczankom też chce się nimi zajmować i czuwać nad ich bezpieczeństwem, gdy są w ciągłym ruchu. Uczniom się chce, gdy dorosłym się chce i to widać

6. M. Żak: Po ponad czterdziestoletniej pracy właśnie w tej niedocenianej dziedzinie życia Polaków, z tego ponad 20 lat w samorządzie, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że jaki wf taki sport! To nie lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte, gdzie w szkołach brakowało sprzętu, nie było hal, basenów, stadionów. Ale i wtedy wszystkie etaty wuefistów były obsadzone. Były więc różne wymówki o trudnej pracy, ale i wstyd (z autopsji), bo na uroczystości szkolnej wskazane dzieci nie potrafiły wykonać poprawnie przewrotu w przód !

Wykonane już wtedy badania na sześcio- siedmioletnich dzieciach miasteczka o populacji ok. 100 000 mieszkańców wskazały u ponad 70% różne wady postawy! A co dziś? A niewiele się zmieniło w podejściu do wychowania fizycznego zarówno w samych szkołach jak i w samorządzie i samym rządzie.

Powszechna jest opinia, że niektórzy dyrektorzy szkół nie pamiętają twarzy swoich wuefistów, bo Ci siedzą w swoich "kanciapach", mają swoje "stajnie" startujące we wszystkich możliwych zawodach (a moim skromnym zdaniem jest ich za dużo). Szczególnie w najniższych klasach. Tracą czas na niepotrzebne wędrówki, wyjazdy. No jeszcze jest "nowość"- odrabiają zadania z zakresu sportu kwalifikowanego w ramach utworzonych i nie kontrolowanych przez NIKOGO , Uczniowskich Klubów Sportowych.

Nie funkcjonuje żaden (obym się myliła), system ocen pracy wuefistów, chyba, że subiektywny: suma ilości pucharów i medali zdobytych przez "stajnię". Tyle, że członkowie takich grup wykruszają się w sposób zastraszający (przetrenowanie- zwane pospolicie zarzynaniem , niechęć do dalszego uczestnictwa w życiu sportowym) .Pozostaje garstka wybitnie zdolnych. Jeżeli się uda, to za kilka lat otrzymujemy wyniki.

Jak to się ma do zdrowia przyszłych dorosłych Polaków ? Nijak. Powstaną nowe grupy rencistów. A kto będzie pracował na moją i Pana Ministra emeryturę? Już się boję. Co Pan Minister zamierza w tej kwestii zrobić? Nie ma się co zasłaniać OFE, tylko podjąć działania o poprawę sprawności fizycznej młodego pokolenia Polaków.

Filmowy dowód, że można mieć wf z klasą